Ważne przesłanie “Wesela Figara” – wywiad z reżyserem

FIGARO NIEŚMIERTELNY
z André Hellerem Lopesem rozmawia Katarzyna Aszkiełowicz

Wesele Figara to jedna z najsłynniejszych oper świata. Jej wiedeńska prapremiera również odbyła się w maju – ale 236 lat temu. Sam spektakl był już wówczas bardzo nowatorski, ale w ciągu dziesięcioleci obraz świata zmieniał się wielokrotnie: wojny, rewolucje, wstrząsy społeczne, postęp technologiczny – nie zmieniła się tylko muzyka Mozarta.  Dlaczego więc wciąż wracamy do tego dzieła? Co takiego jest w libretcie Lorenza Da Ponte, że publiczność chce do niego wciąż powracać?

Myślę, że wciąż wracamy do Wesela Figara, ponieważ w gruncie rzeczy jesteśmy tymi samymi ludźmi. To właśnie człowieczeństwo zawarte w tej historii czyni ją tak nieśmiertelną, tak nieskończenie intrygującą. Można wystawić tę operę w nowojorskim apartamencie lub w opactwie Downton, a bohaterowie pozostaną w zasadzie tacy sami. Wolę, aby opera była luźno osadzona w XVIII wieku, wyobrażonym przez Da Ponte i Beaumarchais, ponieważ uważam, że to wzmacnia fabułę: widzowie mogą obserwować hrabiego próbującego znęcać się nad Zuzanną i pomyśleć ,,jak to możliwe, że takie rzeczy dzieją się jeszcze dziś, prawie 300 lat później”? Jest w tym ważne przesłanie.

 Wesele Figara zostało zainspirowane sztuką Pierre’a Beaumarchais – komedią, która zachwycała nie tylko błyskotliwym humorem i wyrazistymi postaciami, ale także głośnym przesłaniem społecznym. Można było w niej wyczuć zapowiedź nadchodzącej rewolucji francuskiej. Jak bardzo inspirująca była ona dla Pana jako reżysera? Gdzie rozłożył Pan akcenty w budowaniu postaci Wesela Figara?

Cóż, z powodu potencjalnej cenzury na dworze Habsburgów, Da Ponte mądrze przesunął nieco punkt ciężkości z polityki – konfliktu klas społecznych – na relacje międzyludzkie – nastawienie mężczyzn i kobiet do miłości, wierności, małżeństwa i oczywiście seksu. Zawsze intrygował mnie jednak drugi tytuł dzieła: La folle journée. Ten ,,szalony dzień” zainspirował mnie do spojrzenia na dzieło w innym świetle, może bardziej buffa… prawie jak na cyrk. Nie trzeba dodawać, że idea szaleństwa pojawiła się już wtedy, gdy rozpoczynałem trylogię oper z librettami Da Ponte, wstawiając uroczy chór szaleńców do Don Giovanniego, a potem do Cosi fan tutte.

Zgadza się, w Don Giovannim oparł Pan swoją koncepcję tej opery na temacie szaleństwa, było to wyraźnie zapisane w libretcie. A jak było w przypadku Wesela Figara?

To byłoby zbyt oczywiste, aby z pałacu Almavivy i jego mieszkańców uczynić szaleńców… postanowiłem więc spojrzeć na to z drugiej strony: w Don Giovannim zgłębiłem szaleństwo, a Figarze zamierzam zgłębić elementy uwodzenia, miłości i oczywiście pożądania seksualnego, zwykle kojarzonego bardziej z przygodami Don Juana, które zresztą też w tym sezonie pokazywaliście na scenie. 

 Mówi się, że muzyka Mozarta to czysta radość życia… Czy zgadza się pan z tym stwierdzeniem? Czy jest ona dla pana?

Nie jestem tego taki pewien… życie nie składa się tylko z radości i może dobrze, że tak jest, ponieważ wtedy możemy bardziej docenić szczęście w przeciwieństwie do smutku. Powiedziałabym, że muzyka Mozarta to całe życie, ze wszystkimi jego elementami – radosnymi i tymi wręcz przeciwnie.

Wesele Figara jest wystawiane w ramach programu Opera Młodych. Czy bycie młodym na scenie jest łatwiejsze czy bardziej wymagające?

Od 1996 roku jestem profesorem na uniwersytecie, gdzie zajmuję się rozwijaniem i wspieraniem rozwoju nowych talentów. To zawsze była moja pasja, mimo że sam zacząłem swoją pracę, gdy byłem jeszcze dość młody. Myślę, że dzielenie się z innymi tym, czego sami się nauczyliśmy, jest powołaniem – pilną potrzebą przekazywania naszej miłości do opery, którą jak sądzę, dzielę z Mariuszem Kwietniem, dyrektorem artystycznym Opery Wrocławskiej. 

 Jest pan reżyserem pochodzącym z Ameryki Łacińskiej, wykształcenie zdobył Pan w Brazylii. Jak jest tam odbierana muzyka Mozarta i z operą jako gatunkiem? 

Choć środowisko, w którym się wychowujemy, może mieć duży wpływ, muszę powiedzieć, że zawsze czułem się przede wszystkim obywatelem świata. Trzeba pamiętać, że jestem Brazylijczykiem dopiero w drugim pokoleniu, a rodzina mojego dziadka była w całości polska. Dziadek urodził się na terenie ówczesnego Imperium Rosyjskiego, podczas gdy jego matka miała korzenie litewskie. Cała rodzina ojca pochodziła z okolic Grodna i Gdańska. Od pokoleń zajmowali się handlem herbatą i drewnem. Myślę więc, że dzielimy część tych samych tradycji i czuję się w Polsce jak w domu.

Mimo że opera nie cieszy się w Brazylii takim prestiżem jak inne, bardziej popularne formy ekspresji muzycznej, Mozart jest bardzo popularny w całej Ameryce Łacińskiej. W Europie jego muzyka ma więcej stylu, jest w niej pewna otoczka, która robi różnicę. Na Południu byłbym skłonny powiedzieć, że opery Mozarta są bardziej wokalne, wykonywane z większym naciskiem na pasję niż na wielką architekturę jego muzyki.

Co było dla Pana największym wyzwaniem przy realizacji Wesela Figara w Operze Wrocławskiej?

Najprawdopodobniej znalezienie równowagi między tradycją a nowoczesnością. Lubię inscenizacje, które nie są zniewolone wymogami tego, co przyjęło się uważać za normalne. Wolę robić klasykę z pewnym twistem, pracować nad subtelnościami libretta i tekstu. Ponadto żyjemy w trudnych czasach: ledwo co wyszliśmy z potwornej pandemii, a teraz musimy stawić czoła bezsensownej wojnie. Chcę sprawić, by opera była źródłem radości dla widzów, a jednocześnie była aktualna – to ogromne wyzwanie, a podejmowanie się go jest dla mnie zaszczytem. 

 

 

IMMORTAL THE MARRIAGE OF FIGARO – André Heller Lopes is it interviewed by Katarzyna Aszkiełowicz

The Marriage of Figaro is one of the world’s most famous operas. The Vienna premiere also took place in May – but 236 years ago. The production was very innovative at the time. However, the image of the world has changed many times over the decades: wars, revolutions, social upheaval, technological progress – only Mozart’s music has not changed. So, why do we keep coming back to this work? What is it in Lorenzo Da Ponte’s libretto that makes audiences want to return to it repeatedly?

I think we keep on coming back to The Marriage of Figaro because we are basically the same humans. It is the humanity presented in the story that makes it so immortal, so “continually intriguing”. You can stage the opera in a New York penthouse or in a Downton Abbey setting and the characters remain basically the same. I prefer to keep it loosely set in the eighteenth century imagined by Da Ponte and Beaumarchais because I think it makes the plot stronger: the audience can watch the Count attempting to abuse Susanna and perhaps think, “how is it possible that such things still happen nowadays, almost 300 years later?”. There is an important message there.

The Marriage of Figaro was inspired by Pierre Beaumarchais’ play – a comedy that delighted not only with its brilliant humour and expressive characters but also with its loud social message. In it, one could sense the harbinger of the coming French Revolution. How much inspiring was it for you as a director? What did you emphasise in building the characters of The Marriage of Figaro?

Because of the potential censorship at the Habsburg court, Da Ponte wisely slightly shifted the focus from politics (the clash of classes) to human relationships (men’s and women’s attitudes to love, fidelity, marriage and, of course, sex). That said, I have always been intrigued by the work’s secondary title: La folle journée. That “crazy day” inspired me to look at the work in a different light, perhaps more buffa… almost like a circus. Needless to say, the idea of madness (“follie”) was already there when I started this Da Ponte trilogy, inserting the lovely chorus of lunatics into Don Giovanni (and then in Cosi fan tutte).

In Don Giovanni, you based your concept of this opera on the theme of madness, which was very clearly written in the libretto. What was it like in the case of The Marriage of Figaro?

It would have been too obvious to make the Almaviva palace and its inhabitants lunatic. Thus, I decided to look at this, so to speak, the other way around. In Giovanni, I explored madness and in The Marriage of Figaro, I plan to explore the elements of seduction, love and, of course, sexual desire, typically more associated with the adventures of Don Juan, which we have been showing on our stage this season.

It is said that Mozart’s music is the pure joy of life. Do you agree with that? Is it for you?

I am not so sure about that. Life is not only made of joys – and maybe fortunately so because we then can appreciate happiness more in opposition to sadness. I would say that Mozart’s music is the entire life, with its all elements, those which are happy and those which are sad.

The Marriage of Figaro is being produced as part of the Youth Opera programme. Is it easier or more challenging to be young on stage?

I have been a professor at the university since 1996. I help and support the development of new talents. It has always been my passion – even though I started doing it when I was quite young myself. To share whatever we learn with others is a vocation, an urgency to communicate our love for opera, which, I think, I share with Mariusz Kwiecień, the artistic director of Wrocław Opera.

You are a Latin American director; you were educated in Brazil. How is Mozart’s music received there and what about opera as a genre?

As much as the environment in which one is raised can be a strong influence, I must say I have always regarded myself primarily as a citizen of the world. We need to remember that I am only a second-generation Brazilian and that my grandfather’s family was all Polish. He was born in what was then the Russian Empire and, while his mother had Lithuanian roots, his father’s whole family came from the vicinities of Grodno and Gdańsk. They had been tea and timber merchants for generations. So, I think we share part of the same traditions and I feel very much at home in Poland.

While, unfortunately, opera does not enjoy the same prestige in Brazil as other more popular forms of musical expression do, Mozart is very popular all over Latin America. In Europe, his music has more style; there is the background that makes all the difference., I would be inclined to say that, in the South, Mozart’s operas are more “vocal”, performed with more emphasis on passion than on the incredible architecture of his music.

What was the biggest challenge in creating The Marriage of Figaro at Wrocław Opera?

What was most challenging was most probably finding the right balance between tradition and modernity. I like the productions that are not enslaved by the „demands” of what is assumed to be normal. I prefer to do “classical works with a twist”, to work on the subtleties of the libretto and the text. Moreover, we live in difficult times: we are barely out of a horrible pandemic and now we must face a senseless war. I want to make the opera a source of joy to the audience and, at the same time, to make it relevant is a huge challenge. I find responding to this challenge a great honour for me.