Drodzy Pracownicy,

bardzo serdecznie chcielibyśmy zaprosić Was na operowe spotkanie – zakończenie sezon 2021/2022!

Będzie nam niezmiernie miło spotkać się z Wami we Foyer – 25 czerwca o godz. 22:00 😊 po premierze  “Manon”.

Pomarańczowe akcenty nawiązujące do pięknej sukni głównej bohaterki również mile widziane.

Orange is a new black 😉

Do zobaczenia!

Halina Ołdakowska, Mariusz Kwiecień, Bassem Akiki

Dear Employees,

we would very much like to invite you to an operatic gathering -for the end of the 2021/2022 season!

We will be delighted to meet you in the Foyer – on 25 June at 22:00 😊 after the premiere of “Manon”.

Orange accents referring to the beautiful dress of the main character are also welcome.

Orange is a new black 😉

See you there!

Halina Ołdakowska, Mariusz Kwiecień, Bassem Akiki

MADAME BUTTERFLY w Operze Wrocławskiej

To było po prostu niesamowite

Natalia Jarczyńska

Jeśli chcesz być świadkiem materializacji słowa piękno, zobacz ten spektakl. Dzięki porywającym głosom, wspaniałej muzyce Pucciniego i żywej prezentacji ta opera zaprowadzi Cię prosto do muzycznego nieba.

To 118-letnie arcydzieło należące do tradycji weryzmu przedstawia świat z większym realizmem. W ramach tego nurtu opera ta nie jest oparta na królach, królowych czy bogach, ale na przeciętnych mężczyznach i kobietach z ich problemami. Oparta jest na opowiadaniu Johna Luthera Longa, które zostało zainspirowane prawdziwą historią.

Zacznę od większego obrazu. Scenografia (autorstwa Williama Orlandiego) jest ciemna, szara, jakby rdzawa i zakurzona, co doskonale oddaje charakter czarno-białego filmu. Kostiumy (zaprojektowane również przez Orlandiego) są również ciemnoszare, a oglądanie bezbarwnych obrazów daje nową perspektywę. Dodano jeden kolor – czerwone kwiaty – który nadaje im jeszcze większą moc, symbolizując siłę emocji.

Pokochasz tę muzykę – jest dynamiczna, żywa, odświętna i orzeźwiająca. Jest w niej coś bardzo lekkiego i naturalnego. Orkiestra pod wspaniałą dyrekcją Bassema Akiki zapewnia niezapomnianą podróż do muzycznego raju.

W pierwszym akcie jest wiele pięknych pieśni miłosnych (w końcu chodzi o miłość), jest w nich delikatność i wrażliwość. Madame Butterfly (świetna Kristine Opolais) pozostawia nas bez słów. Jej kreacja w pierwszym akcie jest delikatna jak płatki kwiatów. Jest krucha i naiwna, przepełniona miłością i wiarą. Chcesz ją przytulić, bo wiesz, że ta historia skończy się tragicznie, bo jest tak niezaprzeczalnie słodka i niewinna (no cóż, w końcu ma 15 lat).

 Akt drugi jest inny, trzy lata później, niegdyś piękna panna młoda jest teraz chwiejna, jej delikatność zamieniła się w bezbronność pełną smutku i bezgranicznej nadziei. Jest nieszczęśliwa, ale skromna i niewiarygodnie cierpliwa. Kristine doskonale wciela się w tę postać, jest “Madame Butterfly” i ma nieskończoną władzę nad jej osobowością. Odczytywanie jej emocji jest tak proste, że są one doskonale widoczne i wydają się płynąć przez nią. Jest naturalna. Jej interpretacja jest niesamowita, kolorowała przestrzeń nutami i tonami i pozwalała im płynąć. W bardzo niezwykły sposób sprawia, że czujemy jej emocje, a są one silne. To bardzo poruszające.

W spektaklu są jeszcze inne wspaniałe role, jak Suzuki (efektowna Monika Ledzion-Porczyńska), energiczny Goro (Aleksander Zuchowicz), elegancki Sharpless (Marcin Bronikowski) i książę Yamadori (szykowny Łukasz Rosiak), a na koniec Pinkerton grany przez Tadeusza Szlenkiera. On też jest niesamowity. Jego śpiew jest jak prażony orzech laskowy, gęsty, orzechowy, chrupiący na zewnątrz, trochę dymny i oleisty w środku. Przekonał mnie do siebie całkowicie i uwielbiałam każdą chwilę jego występu.

Ten spektakl jest jak oldschoolowy czarno-biały film ze wspaniałą, żywą muzyką i naprawdę nie wiem, co jest w nim najlepsze – niesamowite głosy, muzyka czy scenografia. To wszystko tworzy idealne połączenie spektaklu, który na długo pozostanie w pamięci.

 

Review: MADAME BUTTERFLY at Opera Wroclaw

It was just amazing

by Natalia Jarczynska

If you want to witness the materialization of the word beauty, see this show. With thrilling voices, amazing Puccini music, and vital presentation this opera will lead you straight to musical heaven.

This 118-year-old masterpiece being part of verismo tradition portrays the world with greater realism. As a part of the movement, this opera is not based on kings, queens, or gods, but the average man and woman with their problems. It is based on a short story written by John Luther Long, which is inspired by a real story.

I will start with the greater picture. The scenography (by William Orlandi) is dark, grey, kind of rust, and dusty, which is a perfect way to make the scene a black and white movie. Costumes (designed also by Orlandi) are as well dark/grey and looking at colorless pictures gives a new perspective. There is one color added – red flowers – and it gives them even more power symbolizing the power of emotions. 

You will love the music, it’s dynamic, lively, bright, festive, and refreshing. There is something very light and natural in it. The orchestra conducted greatly by Bassem Akiki gives an unforgettable trip to a musical paradise.

The first act has a lot of beautiful love songs (it’s all about love after all), and there is a delicacy and vulnerability. Madame Butterfly (great Kristine Opolais) leaves us speechless. Her creation in the first act is tender as petals of flowers. She’s fragile and naive, filled with love and faith. You want to hug her because you know that the story will end tragically as she’s so undeniably sweet and innocent (well, after all, she’s 15 years old). Act two is different, three years later, the once beautiful bride is now shaky, her delicacy turned into vulnerability filled with sadness and infinite hope. She’s miserable but humble and incredibly patient. Kristine leads the character with perfection, she is THE Madame Butterfly, and she has endless power over the personality. She makes reading her emotions so easy, it’s perfectly clear and seems like they are flowing through her. She’s a natural. Her interpretation is incredible, she was coloring the space with notes and tones et let them go. In a very unusual way, she makes us feel her emotions, and they are strong. It’s highly moving.

The play has other magnificent parts like Suzuki (striking Monika Ledzion-Porczynska), energetic Goro (Aleksander Zuchowicz), elegant Sharpless (Marcin Bronikowski) and Prince Yamadori (chic Lukasz Rosiak) and last but not least the Pinkerton played by Tadeusz Szlenkier. He’s also incredible. His singing is like roasted hazelnut, thick, nutty, crunchy on the outside, a little smoky and oily on the inside. He convinced me totally and I loved every single moment of his performance.

This play is like old-school black and white movie with great, vibrant music and I really don’t know what the best part is – amazing voices, music, or scenography. It makes a perfect combination of a show that will stay with you for a long time.

Dział perukarni i charakteryzatorni OŚWIADCZA, co następuje :
1. nie rozmawiałyśmy z prasą
2. nadal możemy pracować poza Operą tak jak dotychczas
3. chętnie przyjmiemy zlecenia pracy przy pokazach mody ‘)

miłego dnia i dobrej kawusi

Dziewczyny z perukarni i charakteryzatorni 🙂

 

The wig and make-up department DECLARES the following :
1. we have not spoken to the press
2. we can still work outside the Opera House as before
3. we are happy to accept contracts to work on fashion shows

have a nice day and a good coffee

Girls from the wig and make-up department 🙂

Drodzy Pracownicy, 

informujemy o możliwości wzięcia udziału w próbie generalnej spektaklu „Manon”, która odbędzie się w dniu 24 czerwca (piątek) o godzinie 18:00.

Jeden pracownik może zaprosić maksymalnie dwie osoby.

Zapisy w Dziale Obsługi Widzów w pokoju 103 (naprzeciwko kasy biletowej),

telefonicznie: 71 370 88 80 lub 507 088 997

mailowo: opera@opera.wroclaw.pl

 

Dear Employees
we would like to inform you about the possibility of taking part in the general rehearsal of the performance “Manon”, which will take place on the 24th of June (Friday) at 6 p.m.

One employee may invite a maximum of two people.

Sign up at the Audience Services Department in room 103 (opposite of the ticket office),

by phone: 71 370 88 80 or 507 088 997

per e-mail: opera@opera.wroclaw.pl

Wszyscy jesteśmy melomanami, a czy są wśród nas kinomani? 😊 

W imieniu dyrektora Dolnośląskiego Centrum Filmowego, zapraszamy wszystkich pracowników Opery Wrocławskiej do korzystania z oferty kina DCF w specjalnych, promocyjnych cenach!

 Pracownicy Opery mogą zakupić bilety do kina DCF w specjalnej cenie 16 zł na wszystkie pokazy repertuarowe oraz korzystać ze specjalnych zniżek na inne wydarzenia organizowane przez kino. 

 Warunkiem pozwalającym na skorzystanie z tej oferty jest wystąpienie o bezpłatną kartę kinomana – obowiązuje jedynie opłata aktywacyjna (związana z produkcją i rejestracją karty) w wysokości 5 zł (standardowa cena wynosi 60 zł). 

 Formularz zgłoszeniowy jest dostępny na stronie internetowej DCF w zakładce „cennik”. Kartę można odebrać po dwóch dniach roboczych w kasach kina DCF po uprzednim wysłaniu skanu wypełnionego formularza na adres e-mail slawomir.kubiak@dcf.wroclaw.pl.

Zapraszamy!

DCF cinema offer for Wrocław Opera House employees

We are all music lovers, but are there any cinema lovers among us?On behalf of the director of the Dolnośląskie Centrum Filmowe, we would like to invite all of the Wrocław Opera employees to enjoy the DCF cinema offer at special promotional prices!

The opera employees can buy tickets to DCF cinema at a special price of PLN 16 for all repertory screenings and enjoy special discounts for other events organised by the cinema.

To take benefit of this offer, you need to apply for a free cinema card – there is only a 5 PLN activation fee (related to the production and registration of the card)(the standard price is PLN 60).

The application form is available on the DCF website under the ‘price list’. The card can be picked up after two working days at the box office of DCF cinema after sending a scan of the completed form to the e-mail address slawomir.kubiak@dcf.wroclaw.pl.

You are welcome!

Grał pan w Fauście i w Opowieściach Hoffmanna, był pan Romeo w Romeo i Julii Gounoda, Nadirem w Poławiaczach pereł Bizeta i Don José w Carmen, wreszcie Kawalerem des Grieux w Manon Masseneta. W czym tkwi duch opery francuskiej? 

Francuskie role dla tenorowych śpiewaków wyróżnia to, że zazwyczaj tassitura jest trochę wyższa. Wyjątkowa pod tym względem jest partia Don José w Carmen — tam dominująca skala głosu jest trochę niższa. Repertuar francuski jest wyzwaniem dla tenorów — to mieszanka czystego liryzmu i dramatyzmu, przy czym niezwykle ważne jest zachowanie elegancji. Liryczne sekcje pianissimo przeplatają się z dramatycznymi. Opera może być dramatyczna, emocjonalna, namiętna, wrażliwa, ale opera francuska zawsze będzie elegancka — nawet przy największym natężeniu namiętności nie znajdziemy w niej weryzmu.

Historia związku Kawalera des Grieux i Manon to nie tylko opowieść o tragicznej miłości. Bohaterowie są uwikłani w konwenanse, wpadają w moralne pułapki, wchodzą na drogi, których być może nigdy by nie wybrali, gdyby mieli lepszą sytuację materialną… Jak pan interpretuje tę historię?

Manon i des Grieux są ofiarami swoich czasów. Nie mają tylu praw i możliwości, którymi dysponuje współczesny człowiek, który w większości rozwiniętych państw ma prawo wyboru różnych ścieżek życia. W przypadku Manon znaczenie ma też jej charakter i tu czasy nie mają wpływu. Ta bohaterka jest materialistką; pragnie ekscytacji, adrenaliny, pośpiechu, chce próbować nowych rzeczy. Jest zmienna i w nic nie angażuje się do końca. Nawet jeżeli kocha des Grieux, to jest na tyle kapryśna, że nie trwa przy nim długo, a potem jest już za późno… A des Grieux, wydaje się nie być typowym młodym mężczyzną. Jest bardzo oddany Manon — robi dla niej naprawdę szalone rzeczy. Myślę, że w dzisiejszych czasach zostałby nazwany zaprzeczeniem samca alfa. Podejmuje najgorsze decyzje, byleby tylko być z Manon — uważam to za błąd. Doceniam jego miłość i oddanie, jednak on zapomina o sobie. Gdyby żył współcześnie mógłby opuścić tę kobietę, mówiąc: „Bardzo dziękuję, ale nie chcę mieć z tym wszystkim nic wspólnego” — przecież ona miała na niego zły wpływ! Des Grieux nie zażył w porę tzw. czerwonej pigułki, by móc się obudzić i zrozumieć, że nie powinien poświęcać się dla kobiety takiej jak Manon.

Wynika z tego, że miłość może być naprawdę destrukcyjną siłą.

Tak, absolutnie tak uważam. Miłość des Grieux do Manon gubi go — on tak naprawdę niszczy samego siebie, możliwe jego wybory negatywnie wpływają na jego rodzinę, choć nie sądzę by był złą osobą. Manon zna jego słabości, wie że jest wierny i wykorzystuje to, aby sprawować nad nim władzę w destrukcyjny sposób.

Czy łatwo odczuć empatię do takiej postaci jak des Grieux?

Współczuję mu. Wbrew sobie i pomimo wątpliwości stara się służyć Manon. Nie tylko chce być z nią fizycznie i emocjonalnie, ale chce też zapewnić ją o swoim uczuciu i robi wszystko, co w swojej mocy, by była szczęśliwa. Ta sytuacja jest dla niego ogromnym ciężarem — byłby znacznie szczęśliwszy, gdyby ich życie było prostsze: pozbawione zbytków, gdyby żyli w niewielkim mieszkaniu i spędzali czas na wspólnych posiłkach i spacerach. Taki model związku przyniósłby mu największy pokój serca. Myślę, że większość mężczyzn rozumie, co mam na myśli: w pewnym wieku to, czego naprawdę chcesz, to po prostu spokój. Porywy namiętności już nie są najważniejsze, a bardziej liczy się poczucie bezpieczeństwa, miłość, wsparcie, po prostu wspólne życie. To jedna z najlepszych rzeczy, która może się przytrafić. Ale doceniam oddanie des Grieux, powiedziałbym nawet, że je rozumiem. Często nasze własne szczęście zależy od troski o innych ludzi. 

Występował pan już w roli Kawalera des Grieux — czy dostrzega pan ewolucję tej postaci w swojej interpretacji? 

Około 10 lat temu debiutowałem w tej roli roli w Théâtre du Capitole w Tuluzie, a partnerowała mi niesamowita śpiewaczka Natalie Dessay, która przechodziła wówczas na emeryturę. To była jej ostatnia Manon, właściwie ostatnia rola operowa. Mieliśmy dość długi okres prób, zaśpiewaliśmy wspólnie sześć spektakli, które okazały się ogromnym sukcesem. Ciężko pracowałem nad tą rolą i oczywiście nad moim francuskim — chciałem, by był doskonały. 

Przyznam, że po tylu latach i śpiewaniu tylu rodzajów ról, wciąż się uczę. Co więcej, doznałem też swojego rodzaju olśnienia. Powiedziałem sobie: „Na tym etapie życia potrzebujesz zarówno młodzieńczego liryzmu, elegancji, jak i dojrzałości”. Słychać ją już dzisiaj w moim głosie i dzięki temu mogę sprawniej uchwycić niektóre z tych ważniejszych momentów tego dzieła, nadać roli o wiele więcej głębi.

Wychował się pan w południowej Kalifornii. Pana ojciec jest Sycylijczykiem, matka pochodzi z Ekwadoru. W jakim stopniu pańskie pochodzenie wpływa na podejście do muzyki?

Moi rodzice przyjechali do Stanów Zjednoczonych w odstępie zaledwie kilku lat. Ojciec miał może 16 lat, tak samo moja matka. Poznali się i pobrali w Nowym Jorku, tam też się urodziłem, jednak po kilku latach przenieśliśmy się do Kalifornii. Genetyczna tęsknota za ciepłymi krajami nie pozwoliła wytrwać wielu mroźnych nowojorskich zim. Co ciekawe, w mojej rodzinie w ogóle nie ma muzyków. Mam wprawdzie dalekiego kuzyna, który grał na skrzypcach, ale to wszystko. Mój ojciec często opowiadał historię o moim dziadku, który miał trzy córki i jednego syna, i zawsze pytał: „Dlaczego nie mam w rodzinie jednego piosenkarza? Nawet jednego? Kocham muzykę i śpiewanie! Dlaczego nikt z was nie śpiewa?” Niestety zmarł, zanim dorosłem na tyle, by rozpocząć karierę, mam więc nadzieję, że usłyszał mnie z innego miejsca, gdziekolwiek teraz jest. Na szczęście moja babcia kilka razy słyszała, jak śpiewam w Metropolitan Opera. Ze strony rodziny mojej mamy również nie ma żadnych muzyków, więc cała moja muzyczna przygoda była jedną wielką eksploracją, odkrywaniem siebie. Odkąd byłem dzieckiem występowałem, tańczyłem — jako nastolatek grałem w zespole rockowym, uwielbiałem śpiewać. Kiedy odkryłem operę, okazało się, że mój głos naturalnie się w niej odnajduje — podobnie miałem z innym gatunkiem muzycznym — z rock’n’rollem, nadal go kocham! W muzyce i śpiewaniu kieruję się instynktem, czerpię z tego co jest we mnie, może to przeznaczenie. 

Wróćmy na chwilę do Francji. Czy w pana przypadku język, w którym pan śpiewa wpływa na trudność roli?

Uważam, że język ma bezpośredni wpływ na podejście do śpiewu. Niektórzy twierdzą, że to nie ma znaczenia, że nadal śpiewasz tak samo, co jest w zasadzie prawdą, ale są duże różnice np. między językiem włoskim, francuskim i niemieckim. Francuski był dla mnie zawsze najłatwiejszym językiem do śpiewania i bardzo zależało mi na poprawności, ponieważ śpiewałem bardzo dużo francuskiego repertuaru. Wiele razy też śpiewałem we Francji i wielokrotnie słyszałem od współpracowników, recenzentów i reżyserów, że mój francuski jest doskonały. Ten język jest dla mnie trochę bardziej subtelny niż inne i nie jest tak trudny w wymowie jak np. włoski.

To nie jest pana pierwszy występ w Operze Wrocławskiej, czy lubi pan tu wracać?

Uwielbiam Wrocław. Miałem okazję występować tu na kilku koncertach galowych, a także w Opowieściach Hoffmanna — bardzo podobała mi się ta produkcja. Rola była bardzo wymagająca, również po francusku, niemniej świetnie się bawiłem. Jakość produkcji i praca śpiewaków były na bardzo wysokim poziomie, m.in. dzięki dyrektorowi artystycznemu. Mariusz Kwiecień i ja uczyliśmy się razem w Lindemann Young Artists Development Program w Metropolitan Opera. Był on pierwszym polskim śpiewakiem, jakiego poznałem — bardzo utalentowanym. Czas wspólnej nauki wspominam wspaniale
i do dziś pozostajemy dobrymi przyjaciółmi, a znamy się od ponad 20 lat! Oczywistym było dla mnie przyjąć propozycję występu na deskach Opery Wrocławskiej. Świetny teatr, bardzo dobra akustyka, a sam Wrocław jest naprawdę urokliwy i macie tu świetne jedzenie… Opera Wrocławska ma też doskonałą kubaturę, można zagrać bardzo szczegółowo, a ludzie to zauważą. Czujesz, że możesz zaryzykować i zaśpiewać naprawdę pianissimo, a gdy jest taka potrzeba dać z siebie pełną moc głosu. To naprawdę komfortowe miejsce — świetne do wypróbowania nowych ról, jestem tu zrelaksowany, spokojny i pewny siebie. Wracam tu z przyjemnością!

Rozmawiała: Katarzyna Aszkiełowicz

 

You played in Faust and in Tales of Hoffmann. You were Romeo in Gounod’s Romeo and Juliet, Nadir in Bizet’s Pearl Catchers and Don José in Carmen and, finally, the Chevalier des Grieux in Massenet’s Manon. What is the spirit of French opera?

French roles for tenor singers are distinguished by the fact that the tessitura is usually a little higher. The part of Don José in Carmen is exceptional in this respect there, the dominant voice scale is a little lower. The French repertoire is a challenge for tenors — it is a mixture of pure lyricism and drama, with elegance being extremely important. Lyrical pianissimo sections alternate with the dramatic ones. Opera can be dramatic, emotional, passionate, and sensitive. However, French opera will always be elegant — even with the highest level of passion, you will not find verismo.

The story of the relationship between the Chevalier des Grieux and Manon is not just a tale of tragic love. The characters are entangled in conventions, fall into moral traps and embark on paths they might never have chosen if they were better off materially… How do you interpret this story?

Manon and des Grieux are victims of their time. They do not have as many rights and opportunities available to modern humans, who — in most developed countries — have the right to choose different paths in life. In the case of Manon, her character also matters and, here, times have no impact. This character is a materialist; she craves excitement, adrenaline, and rush; she wants to try new things. She is volatile and does not fully commit to anything. Even if she loves des Grieux, she is capricious enough that she does not last long with him and then it is too late… Moreover, des Grieux, it seems, is not a typical young man. He is very devoted to Manon — he does really crazy things for her. I think he would be called a denial of the alpha male these days. He makes the worst decisions just to be with Manon. I think that is a mistake. I appreciate his love and devotion. However, he forgets himself. If he were alive today, he could leave this woman saying: “Thank you very much, but I do not want anything to do with all this”. After all, she had a bad influence on him! Des Grieux did not take the so-called red pill in time to wake up and realise that he should not sacrifice himself for a woman like Manon.

It follows that love can be a truly destructive force.

Yes, I absolutely think so. Des Grieux’s love for Manon loses him — he actually destroys himself, and his possible choices negatively affect his family, although I do not think he is a bad person. Manon knows his weaknesses; she knows he is faithful and uses this to exercise her power over him in destructive ways.

Is it easy to feel empathy for a character like des Grieux?

I feel sorry for him. Against himself and despite his doubts, he tries to serve Manon. Not only does he want to be with her physically and emotionally but he also wants to assure her of his affection and does everything he can to make her happy. This situation is a huge burden for him. He would be much happier if their lives were simpler: devoid of excesses, if they lived in a small apartment and spent time eating and walking together. This model of relationship would bring him the greatest peace of heart. I think most men understand what I mean: at a certain age, what you really want is just peace and quiet. Spurts of passion are no longer the most important thing; what matters more is a sense of security, love, support and simply living together. This is one of the best things that can happen to you. However, I appreciate des Grieux’s dedication; I would even say I understand it. Often, our own happiness depends on taking care of other people. 

You have already performed the role of the Chevalier des Grieux. Do you see an evolution of this character in your interpretation? 

About ten years ago, I made my debut in this role at the Théâtre du Capitole in Toulouse and I was partnered by the amazing singer Natalie Dessay, who was retiring at the time. It was her last Manon, actually her last operatic role. We had quite a long rehearsal period and we sang six shows together, which were a huge success. I worked hard on this role and, of course, on my French — I wanted it to be perfect.

I have to admit that after so many years of singing so many types of roles, I am still learning. Moreover, I also experienced a kind of enlightenment. I said to myself: „At this stage of life, you need both youthful lyricism, elegance and maturity”. You can already hear it in my voice today and it allows me to capture some of the more important moments of the piece more efficiently, to give the role much more depth.

You grew up in Southern California. Your father is Sicilian and your mother is from Ecuador. To what extent does your background influence your approach to music?

My parents came to the United States just a few years apart. My father was maybe sixteen, and so was my mother. They met and married in New York City, where I was born but, after a few years, we moved to California. A genetic longing for warm countries prevented him from enduring many cold New York winters. Interestingly, there are no musicians in my family at all. I do have a distant cousin who played the violin, but that is all. My father often told a story about my grandfather, who had three daughters and one son and always asked: „Why don’t I have one singer in my family? Even one? I love music and singing! Why aren’t any of you singing?”. Unfortunately, he died before I was old enough to start my career so I hope he heard me from somewhere else, wherever he is now. Fortunately, my grandmother heard me sing at the Metropolitan Opera several times. There are no musicians on my mom’s side of the family either so my whole musical adventure has been one big exploration, self-discovery. Ever since I was a kid, I have been performing and dancing. As a teenager, I played in a rock band and I loved to sing. When I discovered opera, I found that my voice naturally found its way into it. I had the same experience with another musical genre — rock’n’roll. I still love it! In music and singing, I follow my instincts, I draw from what is inside me, maybe it is destiny.

Let us go back to France for a moment. In your case, does the language in which you sing affect the difficulty of the role?

I believe that language has a direct impact on the approach to singing. Some people say that it does not matter that you still sing the same, which is basically true. However, there are significant differences between, for example, Italian, French and German. French was always the easiest language for me to sing and I was very concerned with correctness because I sang much French repertoire. I have also sung in France many times and have heard many times from colleagues, reviewers and directors that my French is excellent. I find this language a little more subtle than others and not as difficult to pronounce as, for example, Italian.

This is not your first performance in Wroclaw Opera. Do you like coming back here?

I love Wroclaw. I have had the opportunity to perform in several gala concerts here as well as in Tales of Hoffmann. I really enjoyed that production. The role was very demanding, also in French, but I had a great time. The quality of the production and the work of the singers were of a very high standard, thanks in part to the artistic director. Mariusz Kwiecień and I studied together in the Lindemann Young Artists Development Program at the Metropolitan Opera. He was the first Polish singer I met. He is very talented. I have great memories of our time studying together and we have remained good friends to this day. We have known each other for over twenty years! It was obvious for me to accept the proposal to perform at Wrocław Opera. It is a great theatre with very good acoustics and Wrocław itself is really charming and you have great food here… Wrocław Opera also has an excellent volume; you can play in great detail and people will notice it. You feel like you can take a chance and sing really pianissimo and give the full power of your voice when needed. It is a really comfortable place — great for trying out new roles. I am relaxed, calm and confident here. It is a pleasure to come back here!

Drodzy Pracownicy, 

odliczanie do pojawienia się na naszej scenie Kristine Opolais w tytułowej roli Madame Butterfly powoli dobiega końca. Przed nami wieczory wypełnione wspaniałymi muzycznymi emocjami, którymi warto się dzielić. 

Mamy ostatnie bilety na spektakle 9 i 11 czerwca, który w miarę dostępności możecie kupić w ramach biletów pracowniczych w cenie 30 zł. Liczba wejściówek jest ograniczona!

Zachęcamy również żebyście zostali w Operze po spektaklu – około pół godziny od zakończenia spektakli Kristine Opolais będzie podpisywać książeczki programowe we foyer na 1. piętrze 😊

 

 

Dear  Employees,

the countdown to Kristine Opolais’ appearance on our stage in the title role of Madame Butterfly is slowly drawing to a close. The evenings ahead are filled with wonderful musical emotions worth sharing.

We have the last tickets for the 9th and 11th June performances, which, if available, you can buy as employee tickets for 30 PLN. The number of tickets is limited!

We also encourage you to stay at the Opera House after the performance – about half an hour after the end of the performances. Kristine Opolais will be signing program booklets in the foyer on the 1st floor 🙂