Wywiad z Charlesem Castronovo

Grał pan w Fauście i w Opowieściach Hoffmanna, był pan Romeo w Romeo i Julii Gounoda, Nadirem w Poławiaczach pereł Bizeta i Don José w Carmen, wreszcie Kawalerem des Grieux w Manon Masseneta. W czym tkwi duch opery francuskiej? 

Francuskie role dla tenorowych śpiewaków wyróżnia to, że zazwyczaj tassitura jest trochę wyższa. Wyjątkowa pod tym względem jest partia Don José w Carmen — tam dominująca skala głosu jest trochę niższa. Repertuar francuski jest wyzwaniem dla tenorów — to mieszanka czystego liryzmu i dramatyzmu, przy czym niezwykle ważne jest zachowanie elegancji. Liryczne sekcje pianissimo przeplatają się z dramatycznymi. Opera może być dramatyczna, emocjonalna, namiętna, wrażliwa, ale opera francuska zawsze będzie elegancka — nawet przy największym natężeniu namiętności nie znajdziemy w niej weryzmu.

Historia związku Kawalera des Grieux i Manon to nie tylko opowieść o tragicznej miłości. Bohaterowie są uwikłani w konwenanse, wpadają w moralne pułapki, wchodzą na drogi, których być może nigdy by nie wybrali, gdyby mieli lepszą sytuację materialną… Jak pan interpretuje tę historię?

Manon i des Grieux są ofiarami swoich czasów. Nie mają tylu praw i możliwości, którymi dysponuje współczesny człowiek, który w większości rozwiniętych państw ma prawo wyboru różnych ścieżek życia. W przypadku Manon znaczenie ma też jej charakter i tu czasy nie mają wpływu. Ta bohaterka jest materialistką; pragnie ekscytacji, adrenaliny, pośpiechu, chce próbować nowych rzeczy. Jest zmienna i w nic nie angażuje się do końca. Nawet jeżeli kocha des Grieux, to jest na tyle kapryśna, że nie trwa przy nim długo, a potem jest już za późno… A des Grieux, wydaje się nie być typowym młodym mężczyzną. Jest bardzo oddany Manon — robi dla niej naprawdę szalone rzeczy. Myślę, że w dzisiejszych czasach zostałby nazwany zaprzeczeniem samca alfa. Podejmuje najgorsze decyzje, byleby tylko być z Manon — uważam to za błąd. Doceniam jego miłość i oddanie, jednak on zapomina o sobie. Gdyby żył współcześnie mógłby opuścić tę kobietę, mówiąc: „Bardzo dziękuję, ale nie chcę mieć z tym wszystkim nic wspólnego” — przecież ona miała na niego zły wpływ! Des Grieux nie zażył w porę tzw. czerwonej pigułki, by móc się obudzić i zrozumieć, że nie powinien poświęcać się dla kobiety takiej jak Manon.

Wynika z tego, że miłość może być naprawdę destrukcyjną siłą.

Tak, absolutnie tak uważam. Miłość des Grieux do Manon gubi go — on tak naprawdę niszczy samego siebie, możliwe jego wybory negatywnie wpływają na jego rodzinę, choć nie sądzę by był złą osobą. Manon zna jego słabości, wie że jest wierny i wykorzystuje to, aby sprawować nad nim władzę w destrukcyjny sposób.

Czy łatwo odczuć empatię do takiej postaci jak des Grieux?

Współczuję mu. Wbrew sobie i pomimo wątpliwości stara się służyć Manon. Nie tylko chce być z nią fizycznie i emocjonalnie, ale chce też zapewnić ją o swoim uczuciu i robi wszystko, co w swojej mocy, by była szczęśliwa. Ta sytuacja jest dla niego ogromnym ciężarem — byłby znacznie szczęśliwszy, gdyby ich życie było prostsze: pozbawione zbytków, gdyby żyli w niewielkim mieszkaniu i spędzali czas na wspólnych posiłkach i spacerach. Taki model związku przyniósłby mu największy pokój serca. Myślę, że większość mężczyzn rozumie, co mam na myśli: w pewnym wieku to, czego naprawdę chcesz, to po prostu spokój. Porywy namiętności już nie są najważniejsze, a bardziej liczy się poczucie bezpieczeństwa, miłość, wsparcie, po prostu wspólne życie. To jedna z najlepszych rzeczy, która może się przytrafić. Ale doceniam oddanie des Grieux, powiedziałbym nawet, że je rozumiem. Często nasze własne szczęście zależy od troski o innych ludzi. 

Występował pan już w roli Kawalera des Grieux — czy dostrzega pan ewolucję tej postaci w swojej interpretacji? 

Około 10 lat temu debiutowałem w tej roli roli w Théâtre du Capitole w Tuluzie, a partnerowała mi niesamowita śpiewaczka Natalie Dessay, która przechodziła wówczas na emeryturę. To była jej ostatnia Manon, właściwie ostatnia rola operowa. Mieliśmy dość długi okres prób, zaśpiewaliśmy wspólnie sześć spektakli, które okazały się ogromnym sukcesem. Ciężko pracowałem nad tą rolą i oczywiście nad moim francuskim — chciałem, by był doskonały. 

Przyznam, że po tylu latach i śpiewaniu tylu rodzajów ról, wciąż się uczę. Co więcej, doznałem też swojego rodzaju olśnienia. Powiedziałem sobie: „Na tym etapie życia potrzebujesz zarówno młodzieńczego liryzmu, elegancji, jak i dojrzałości”. Słychać ją już dzisiaj w moim głosie i dzięki temu mogę sprawniej uchwycić niektóre z tych ważniejszych momentów tego dzieła, nadać roli o wiele więcej głębi.

Wychował się pan w południowej Kalifornii. Pana ojciec jest Sycylijczykiem, matka pochodzi z Ekwadoru. W jakim stopniu pańskie pochodzenie wpływa na podejście do muzyki?

Moi rodzice przyjechali do Stanów Zjednoczonych w odstępie zaledwie kilku lat. Ojciec miał może 16 lat, tak samo moja matka. Poznali się i pobrali w Nowym Jorku, tam też się urodziłem, jednak po kilku latach przenieśliśmy się do Kalifornii. Genetyczna tęsknota za ciepłymi krajami nie pozwoliła wytrwać wielu mroźnych nowojorskich zim. Co ciekawe, w mojej rodzinie w ogóle nie ma muzyków. Mam wprawdzie dalekiego kuzyna, który grał na skrzypcach, ale to wszystko. Mój ojciec często opowiadał historię o moim dziadku, który miał trzy córki i jednego syna, i zawsze pytał: „Dlaczego nie mam w rodzinie jednego piosenkarza? Nawet jednego? Kocham muzykę i śpiewanie! Dlaczego nikt z was nie śpiewa?” Niestety zmarł, zanim dorosłem na tyle, by rozpocząć karierę, mam więc nadzieję, że usłyszał mnie z innego miejsca, gdziekolwiek teraz jest. Na szczęście moja babcia kilka razy słyszała, jak śpiewam w Metropolitan Opera. Ze strony rodziny mojej mamy również nie ma żadnych muzyków, więc cała moja muzyczna przygoda była jedną wielką eksploracją, odkrywaniem siebie. Odkąd byłem dzieckiem występowałem, tańczyłem — jako nastolatek grałem w zespole rockowym, uwielbiałem śpiewać. Kiedy odkryłem operę, okazało się, że mój głos naturalnie się w niej odnajduje — podobnie miałem z innym gatunkiem muzycznym — z rock’n’rollem, nadal go kocham! W muzyce i śpiewaniu kieruję się instynktem, czerpię z tego co jest we mnie, może to przeznaczenie. 

Wróćmy na chwilę do Francji. Czy w pana przypadku język, w którym pan śpiewa wpływa na trudność roli?

Uważam, że język ma bezpośredni wpływ na podejście do śpiewu. Niektórzy twierdzą, że to nie ma znaczenia, że nadal śpiewasz tak samo, co jest w zasadzie prawdą, ale są duże różnice np. między językiem włoskim, francuskim i niemieckim. Francuski był dla mnie zawsze najłatwiejszym językiem do śpiewania i bardzo zależało mi na poprawności, ponieważ śpiewałem bardzo dużo francuskiego repertuaru. Wiele razy też śpiewałem we Francji i wielokrotnie słyszałem od współpracowników, recenzentów i reżyserów, że mój francuski jest doskonały. Ten język jest dla mnie trochę bardziej subtelny niż inne i nie jest tak trudny w wymowie jak np. włoski.

To nie jest pana pierwszy występ w Operze Wrocławskiej, czy lubi pan tu wracać?

Uwielbiam Wrocław. Miałem okazję występować tu na kilku koncertach galowych, a także w Opowieściach Hoffmanna — bardzo podobała mi się ta produkcja. Rola była bardzo wymagająca, również po francusku, niemniej świetnie się bawiłem. Jakość produkcji i praca śpiewaków były na bardzo wysokim poziomie, m.in. dzięki dyrektorowi artystycznemu. Mariusz Kwiecień i ja uczyliśmy się razem w Lindemann Young Artists Development Program w Metropolitan Opera. Był on pierwszym polskim śpiewakiem, jakiego poznałem — bardzo utalentowanym. Czas wspólnej nauki wspominam wspaniale
i do dziś pozostajemy dobrymi przyjaciółmi, a znamy się od ponad 20 lat! Oczywistym było dla mnie przyjąć propozycję występu na deskach Opery Wrocławskiej. Świetny teatr, bardzo dobra akustyka, a sam Wrocław jest naprawdę urokliwy i macie tu świetne jedzenie… Opera Wrocławska ma też doskonałą kubaturę, można zagrać bardzo szczegółowo, a ludzie to zauważą. Czujesz, że możesz zaryzykować i zaśpiewać naprawdę pianissimo, a gdy jest taka potrzeba dać z siebie pełną moc głosu. To naprawdę komfortowe miejsce — świetne do wypróbowania nowych ról, jestem tu zrelaksowany, spokojny i pewny siebie. Wracam tu z przyjemnością!

Rozmawiała: Katarzyna Aszkiełowicz

 

You played in Faust and in Tales of Hoffmann. You were Romeo in Gounod’s Romeo and Juliet, Nadir in Bizet’s Pearl Catchers and Don José in Carmen and, finally, the Chevalier des Grieux in Massenet’s Manon. What is the spirit of French opera?

French roles for tenor singers are distinguished by the fact that the tessitura is usually a little higher. The part of Don José in Carmen is exceptional in this respect there, the dominant voice scale is a little lower. The French repertoire is a challenge for tenors — it is a mixture of pure lyricism and drama, with elegance being extremely important. Lyrical pianissimo sections alternate with the dramatic ones. Opera can be dramatic, emotional, passionate, and sensitive. However, French opera will always be elegant — even with the highest level of passion, you will not find verismo.

The story of the relationship between the Chevalier des Grieux and Manon is not just a tale of tragic love. The characters are entangled in conventions, fall into moral traps and embark on paths they might never have chosen if they were better off materially… How do you interpret this story?

Manon and des Grieux are victims of their time. They do not have as many rights and opportunities available to modern humans, who — in most developed countries — have the right to choose different paths in life. In the case of Manon, her character also matters and, here, times have no impact. This character is a materialist; she craves excitement, adrenaline, and rush; she wants to try new things. She is volatile and does not fully commit to anything. Even if she loves des Grieux, she is capricious enough that she does not last long with him and then it is too late… Moreover, des Grieux, it seems, is not a typical young man. He is very devoted to Manon — he does really crazy things for her. I think he would be called a denial of the alpha male these days. He makes the worst decisions just to be with Manon. I think that is a mistake. I appreciate his love and devotion. However, he forgets himself. If he were alive today, he could leave this woman saying: “Thank you very much, but I do not want anything to do with all this”. After all, she had a bad influence on him! Des Grieux did not take the so-called red pill in time to wake up and realise that he should not sacrifice himself for a woman like Manon.

It follows that love can be a truly destructive force.

Yes, I absolutely think so. Des Grieux’s love for Manon loses him — he actually destroys himself, and his possible choices negatively affect his family, although I do not think he is a bad person. Manon knows his weaknesses; she knows he is faithful and uses this to exercise her power over him in destructive ways.

Is it easy to feel empathy for a character like des Grieux?

I feel sorry for him. Against himself and despite his doubts, he tries to serve Manon. Not only does he want to be with her physically and emotionally but he also wants to assure her of his affection and does everything he can to make her happy. This situation is a huge burden for him. He would be much happier if their lives were simpler: devoid of excesses, if they lived in a small apartment and spent time eating and walking together. This model of relationship would bring him the greatest peace of heart. I think most men understand what I mean: at a certain age, what you really want is just peace and quiet. Spurts of passion are no longer the most important thing; what matters more is a sense of security, love, support and simply living together. This is one of the best things that can happen to you. However, I appreciate des Grieux’s dedication; I would even say I understand it. Often, our own happiness depends on taking care of other people. 

You have already performed the role of the Chevalier des Grieux. Do you see an evolution of this character in your interpretation? 

About ten years ago, I made my debut in this role at the Théâtre du Capitole in Toulouse and I was partnered by the amazing singer Natalie Dessay, who was retiring at the time. It was her last Manon, actually her last operatic role. We had quite a long rehearsal period and we sang six shows together, which were a huge success. I worked hard on this role and, of course, on my French — I wanted it to be perfect.

I have to admit that after so many years of singing so many types of roles, I am still learning. Moreover, I also experienced a kind of enlightenment. I said to myself: „At this stage of life, you need both youthful lyricism, elegance and maturity”. You can already hear it in my voice today and it allows me to capture some of the more important moments of the piece more efficiently, to give the role much more depth.

You grew up in Southern California. Your father is Sicilian and your mother is from Ecuador. To what extent does your background influence your approach to music?

My parents came to the United States just a few years apart. My father was maybe sixteen, and so was my mother. They met and married in New York City, where I was born but, after a few years, we moved to California. A genetic longing for warm countries prevented him from enduring many cold New York winters. Interestingly, there are no musicians in my family at all. I do have a distant cousin who played the violin, but that is all. My father often told a story about my grandfather, who had three daughters and one son and always asked: „Why don’t I have one singer in my family? Even one? I love music and singing! Why aren’t any of you singing?”. Unfortunately, he died before I was old enough to start my career so I hope he heard me from somewhere else, wherever he is now. Fortunately, my grandmother heard me sing at the Metropolitan Opera several times. There are no musicians on my mom’s side of the family either so my whole musical adventure has been one big exploration, self-discovery. Ever since I was a kid, I have been performing and dancing. As a teenager, I played in a rock band and I loved to sing. When I discovered opera, I found that my voice naturally found its way into it. I had the same experience with another musical genre — rock’n’roll. I still love it! In music and singing, I follow my instincts, I draw from what is inside me, maybe it is destiny.

Let us go back to France for a moment. In your case, does the language in which you sing affect the difficulty of the role?

I believe that language has a direct impact on the approach to singing. Some people say that it does not matter that you still sing the same, which is basically true. However, there are significant differences between, for example, Italian, French and German. French was always the easiest language for me to sing and I was very concerned with correctness because I sang much French repertoire. I have also sung in France many times and have heard many times from colleagues, reviewers and directors that my French is excellent. I find this language a little more subtle than others and not as difficult to pronounce as, for example, Italian.

This is not your first performance in Wroclaw Opera. Do you like coming back here?

I love Wroclaw. I have had the opportunity to perform in several gala concerts here as well as in Tales of Hoffmann. I really enjoyed that production. The role was very demanding, also in French, but I had a great time. The quality of the production and the work of the singers were of a very high standard, thanks in part to the artistic director. Mariusz Kwiecień and I studied together in the Lindemann Young Artists Development Program at the Metropolitan Opera. He was the first Polish singer I met. He is very talented. I have great memories of our time studying together and we have remained good friends to this day. We have known each other for over twenty years! It was obvious for me to accept the proposal to perform at Wrocław Opera. It is a great theatre with very good acoustics and Wrocław itself is really charming and you have great food here… Wrocław Opera also has an excellent volume; you can play in great detail and people will notice it. You feel like you can take a chance and sing really pianissimo and give the full power of your voice when needed. It is a really comfortable place — great for trying out new roles. I am relaxed, calm and confident here. It is a pleasure to come back here!